Flamingi rodziły się długo, ale nie w bólach ;) Wczoraj wreszcie postawiłam kropkę nad "i", a raczej czarną kropkę na dziobie i tak uznałam je za ukończone. Zdecydowałam, że nie będą mieć skrzydeł, piękno miało tkwić w astetyzmie... ale nie wiem czy dobrze zrobiłam ;)
Ptaszorki na potrzeby zdjęcia umiejscowiłam w przyjaznym plenerze :)
Dziś pozdrawiam Was różowo :)
sympatyczne :)
OdpowiedzUsuńSkrzydła by przedobrzyły sprawę, teraz sa akuratne.
OdpowiedzUsuńSuper są! właśnie - na kolczyki ze skrzydłami mogłoby być za dużo, takie są świetne :)
OdpowiedzUsuńSuper!
OdpowiedzUsuńNóżki genialnie zrobione :o)
moja bardzo dobra znajoma zakochalaby sie w nich po uszy! jej ukochane flemingi! :)
OdpowiedzUsuń